Noże myśliwskie | Bushcraft | Noże z damastu | Nessmuk
TLIM KNIVES - strona główna
 
Noże dostępne / Available Knives

Dostępne ostrza / Available Blades
 
Jak powstają moje noże
Testy, recencje, opisy noży
Kontakt / E-mail
 
FAQ - najczęściej zadawane pytania
 
Noże
- bushcraft / survivalowe
- chromy
- industrial camo
- toxic
- Ms TNT
- field grade
- damasty
- noże myśliwskie
- nessmuk
- fallout knives
- skandynawskie
 
 
 

Tlim Knives - strona główna /// Testy, opisy artykuły // Mini Bowie Neck. (swider)


Neck

----Oj no... wiem, wiem... tytuł wydał Wam się pewnikiem śmiesznie krótki i niezbyt wymyślny (eufemistycznie pisząc), ale cóż ja poradzę, że akurat taki nóż przyszło mi recenzować, a nazwa w 100% oddaje jego funkcjonalność i przeznaczenie. Tak więc po prostu -- "Neck"... od Tlima.

Do rzeczy...

Zacznijmy może od kilku suchych faktów czyli technikalia:

Długość całkowita, to całe jebutne: 86 mm.

Długość głowni, a raczej głowienki... to taki gatunek kaczki, wiecie? Naprawdę (można sprawdzić w wiki)! Nawet zdjęcie zrobiłem, o:

 

W każdym razie gdzieś koło 42 mm (kaczka jest większa).

Grubość: 3 mm.
Waga: kategoria papierowa (waży tyle co porządny cukierek) 25 g.
Stal: 52100 hartowana na bainit, o czym świadczy wybita na klindze literka "B" (... jak buc -- właściciel noża).

Głownia to coś pomiędzy drop point, a clip point... z fałszywką dodającą charakteru. Szlif płaski, dość niski. Można by też uznać, że szlif jest skandynawski złamany na jakieś 15 st. (na stronę), ale przy tej wielkości noża nie bardzo idzie rozsądzić, więc przyjmijmy pewne kwestie za umowne. W każdym razie 3 mm przy takich wymiarach + powyższy szlif = miniłomik.
Fajna rzecz to filework na górnej krawędzi -- nie za agresywny, nie za gładki -- w sam raz. Zapewnia bardzo dobre podparcie dla kciuka.

Reasumując krótko. Wagowo i rozmiarowo nożyk w pełni zasługuje na miano necka i to w kategorii XXS. Mieści się w dłoni, a nosząc go na szyi po kilku chwilach całkowicie zapominamy o dyndadełku. Ludzie nie mający karków wielkości ubojnego wieprzka i (albo) ceniący sobie niezaburzoną żadnym żelastwem wyprostowaną sylwetkę (no chyba, że ktoś ma garba od urodzenia -- jak ja na przykład -- wtedy... garb pozostanie garbem, ale nie będziemy szurać nosem po ziemi), będą w niebo wzięci! Serio.

Aaa... zapomniałbym.
Dupkę necka wieńczy całkiem sympatyczny kutasik, który oprócz funkcji czysto estetycznej (mniej ważnej w tym wypadku) -- fajny splot, bodaj Salomon's Bar -- pełni rolę przedłużenia rękojeści, co przy tak mikrych wymiarach nożyka, czyni ją (rolę w sensie) pierwszoplanową.

 

Chwyt mniej więcej na jakieś dwa palce (nie uwzględniając zawieszki z paracordu)... bardziej mniej niż więcej. Ale trzyma się wygodnie -- to najważniejsze.

 

Na koniec tego akapitu, dla lepszego pobudzenia wyobraźni czytaczy (czytelników brzmi chyba zbyt pretensjonalnie, patrząc przez pryzmat tego grafomańskiego tekstu), kilka zdjęć plenerowych:

To teraz może garść słów, a chyba przede wszystkim zdjęć (nie zapominajmy, że faceci to wzrokowcy! ) z kilku dni testowania/używania malucha.

Pierwsze prace miały miejsce przy inauguracyjnym grillu, otwierającym sezon wiosenno-letni. Nożyk trochę pomagał przy szaszłykach i kiełbasce. Główne zadania to przekroić coś małego (jakaś cebulka, papryka, pieczarka), ponacinać kiełbachony, obrać czosnek itp. Spisał się całkiem fajnie. Wiadomo, że takim maleństwem nie można wiele zdziałać, ale do wspomnianych zadań był wystarczający.
Przyznam się też do mojego niegodziwego czynu, a co mi tam... wierzę, że mnie zrozumiecie. W trakcie skręcania grilla kilkukrotnie użyłem malucha do przykręcenia śrubki i tym podobnych rzeczy, całe szczęścia KT została nienaruszona. Huuh...

Jako mały, gustowny drobiazg, spodoba się każdej kobiecie... każdej -- bez względu na gatunek.

Grillownicy... jest też Tlimowy neck. Jak się dobrze przyjrzeć.

 

A to już po grillu…

 

Pójdźmy za ciosem okołożywnościowo-kuchennym i przejdźmy tym razem dooo... kuchni właśnie. W owym dniu, w ubogim menu, jedną jedyną pozycję zajmowały frytki... Spojrzałem na kilka ziemniaków imponujących rozmiarów, później na Tlimowego necka, jeszcze raz na ziemniary... na necka. Odłożyłem go na bok. Kuchenniakiem pokroiłem grule na grubsze plasterki, żeby potem dać kobicie mikruska coby dopełniła dzieła i podzieliła się wrażeniami... a ja w tym czasie pyknąłem zdjęcie.

– Kochanie, jak się kroiło?
– Całkiem OK.

Nooo… to tego… dość enigmatycznie powiedziane…
To może fotkę?

 

Oprócz samego krojenia przy okazji frytek można było sprawdzić jak się zachowuje 52100 w dość mokrym środowisku. W mojej opinii "całkiem ok" (cytując klasyka), choć... maluch dość szybko złapał kilka plamek przebarwień, w sumie nic strasznego, ale to już sygnał, że ruda lubi tą stal. Noża celowo nie myłem (w planach długoterminowy test na rdzewność), wytarłem w ręcznik i odłożyłem.
To jak wilgoć, mokro, woda…

 

Kolejny sprawdzian to nasze ukochane patyczki. Ciachanie, podcinanie, struganie, dłubanie. Cięło i operowało się nożem bardzo fajnie. Nie oszukujmy się, wielkiego badyla nim nie zastrugamy, ale takie patyki na ognicho -- jak najbardziej tak. Próbowałem też coś podrzeźbić, kombinować... Z jednej strony chwyt niestety nie daje komfortu pracy, jest zbyt krótki, ale z drugiej -- króciutka głownia daje nam możliwość precyzyjnego prowadzenia.
Co prawda nic wielkiego nim nie robiłem oprócz sprawdzania KT na różnej twardości drewnie (sosna, brzoza, dąb, buk), ale sumiennie donoszę, że żadnych wyszczerbień, zawinięć nie ma.

I taki bonusik korzenny.

A teraz przyszedł czas na nieśmiertelny test kartonowo-pudełkowy. Była okazja bo przyszła klatka dla psiaka, więc sporo kartonu do pocięcia. Jeśli chodzi o otwieranie -- spoko. Taśma klejąca i fragmenty pudełka pociachane raz, dwa. Chwyt z palcem wskazującym na grzbiecie przy otwieraniu pudła był chyba najwygodniejszym.
Później ciachanie luźnych fragmentów opakowania... Nie jest to rasowy chlastacz, ale tragedii też nie ma. Trochę się klinował -- i to chyba największe przewinienie (zrzucam na garb niskiego szlifu). Brakowało też długości przy cięciach... no ale ale, czego spodziewać się po 40 mm KT?

Inne prace biurowe, jak otwieranie kopert, wyciąganie zszywaczy, cięcie taśmy, struganie ołówka itp., chyba nie muszę pisać, że to dla necka żaden problem?

Kilka słów poświęconych pracy neckiem... + ździebko przemyśleń, po niestety dość krótkim (niecały miesiąc) okresie używania, czyli podsumowanie.

Primo. Stal z jakiej został wykonany nóż, w wydaniu Tlima -- oj spodobała mi się.
Wcześniej jej nie znałem (wstyd ) i pewnie dlatego z początku byłem nastawiony dość nijako, szybko zmieniłem zdanie -- zaskoczyła mnie skubana pozytywnie. Agresja cięcia, trzymanie ostrości -- na bardzo dobrym poziomie. Nóż naostrzony raz, tuż po tym jak do mnie dotarł, trochę się przecież naciachał (zwłaszcza znanego w środowisku nożowym tępiciela -- kartonu), a do tej pory nie widział osełki. Tnie karteczki.

Drugie primo. Szlif.
Pisząc szczerze i otwarcie... przez to, że jest dość niski, a klinga w porównaniu do wielkości noża dość gruba, powoduje, że neck nie jest demonem cięcia. Może wklęsły spisałby się lepiej? Ale tracimy wtedy na pancerności miniłoma, a trudność wyprowadzenia takiego szlifu zapewne zwiększyłaby cenę. Pełny płaski? Hmmm... W mojej ocenie warto byłoby przemyśleć tę kwestię. A może ja za dużo wymagam od malca?

Trzecie primo. Rdzewność.
Porównując do innej stali, też w obróbce Tlima bo z Hunterka (NC6) -- jest w tym względzie inaczej. Coś za coś. Mamy świetne właściwości tnące: agresja, trzymanie ostrości, ale mamy też większą podatność na rdzę.
Naturalnie nie ma co panikować i trzymać nóż w beczce oleju, myśląc, że pokrywa się rdzą od samego patrzenia -- nie, spokojnie. Mimo mokrej roboty, kilku fotek w wodzie (patrz wyżej) i braku większej dbałości o niego (oprócz wycierania), złapał tylko (jak ktoś uczulony na takie rzeczy to "aż") jakieś przebarwienia, nic poza tym.

Fotosy, tym razem znad wody (widać ją w tle... to takie niebieskie... na dole -- bo u góry to niebo ), bo znów mowa o rdzewieniu, to i mokro być musi.



Ze sztafażem.


Dla kogo jest ten nóż? Przede wszystkim dla homo sapiens. Trzeba zdać sobie sprawę, że tak mały nożyk jest tylko dla tych, którzy doskonale będą wiedzieć do czego może nam posłużyć 40 mm krawędzi tnącej. Nie jest to nóż uniwersalny, którym wszystko zrobimy... pokroimy chleb, zbudujemy szałas, poszatkujemy kapustę. To kawalątek stali, spełniający się idealnie w roli dyskretnego pomocnika, który dosłownie wszędzie się zmieści, a założony na szyję szybko zostanie zapomniany... do pierwszej sposobności, kiedy będziemy musieli go użyć.
Mnie osobiście, Mini Bowie bardzo przypadł do gustu, mimo pewnych ograniczeń czy wad. Największym atutem nożyka jest jego wielkość i waga (co w tego typu nożach jest, moim skromnym zdaniem, cechą najważniejszą). W obecnej chwili spośród wszystkich necków jakie mam, Tlimowy wyszedł na prowadzenie...

PS
A na koniec zdjęcie z moją modelką! Wiem, że lubicie oglądać ostre zabawki sfotografowane na ciałach pięknych pań, więc pomyślałem -- a co mi tam, też Wam zrobię przyjemność, a dziewczyna niezwykle urodziwa i na dodatek -- Czeszka...!


No może nie taka gładziutka i wydepilowana jakbyście chcieli, ale mięciuśkie futerko też ma swoje uroki.

swider

 

 

 

 

 

 

 
 
Zobacz również:
-
Stal na noże (kali)
- Skandynawek w Bieszczadach (vrtel)
- Tlim skandynawopodobny FG (Sybir)
- Bushcraft FG (Vrtel)
- Nessmuk FG (Vick)
- Jeden z pierwszych noży skandynawskich..(U99)
- Ostrzenie noża bushcraft (Jumbo) ostrzenie cześć druga
- Jak ostrzyć noże - Przeglą ostrzałek (Melon)
Jeśli chcesz być informowany o nowych dostępnych nożach, nowych artykułach, tutorialach, zmianach na stronie - podaj swój email.
If you wish to be informed about new available knives, new articles, tutorials, changes to the site - enter your email.

Tlim Knives Newsletter.
 Zapisz / Subscribe
 Wypisz / Unsubscribe

 
 Copyright 2004-2010 Tlim - Knives - Noże myśliwskie, bushcraft, stal damasceńska